- Teraz już wiem, co to znaczy, że jak nie masz dzieci, to w ogóle tego nie rozumiesz!
Bo nie rozumiesz. I to nie tekst przeciwko bezdzietnym. Raczej właśnie dla nich.
- Może wpadniesz do nas jutro po południu?
- Po południu?
- Tak, umawiamy się na siedemnastą - osiemnastą.
- Mąż będzie jeszcze w pracy. Musiałabym zabrać dzieci - myślę na głos.
- To weź, weź, będzie fajnie!
Nie będzie fajnie. Po pierwsze - to pora kąpania, zmęczone dzieci nie nadają się na wizyty towarzyskie, zbyt wiele dorosłych osób, próbujących się dobrze bawić, jest dla maluszków bardzo męczące, a wasze mieszkanie nie jest dostosowane do dzieci, naprawdę. Zastanawiam się szybko, który argument przemówi najbardziej.
Nie będzie fajnie. Po pierwsze - to pora kąpania, zmęczone dzieci nie nadają się na wizyty towarzyskie, zbyt wiele dorosłych osób, próbujących się dobrze bawić, jest dla maluszków bardzo męczące, a wasze mieszkanie nie jest dostosowane do dzieci, naprawdę. Zastanawiam się szybko, który argument przemówi najbardziej.
- Wasze mieszkanie może tego nie przeżyć - mówię w końcu.
- Nie przesadzaj, twoje dzieci są takie grzeczne!
Jasne.
Przy pierwszym dziecku próbowałam tłumaczyć, wyjaśniać na obrazowych przykładach, przybliżać ludziom, którzy małe dzieci z bliska widzą przez pół godziny raz na miesiąc i to podczas dziecięcej drzemki, skomplikowaną rzeczywistość życia z dzieckiem. Szybko przestałam. To niemożliwe.
Nie z powodu umysłowej niedyspozycji, ale dlatego, że to naprawdę trudno zrozumieć. Nawet, jeśli się słyszało o rodzicielskich prawach Murphy'ego.
Jeśli ktoś nigdy nie miał dzieci, względnie kota (pies się nie liczy) - nie zrozumie.
Nie z powodu umysłowej niedyspozycji, ale dlatego, że to naprawdę trudno zrozumieć. Nawet, jeśli się słyszało o rodzicielskich prawach Murphy'ego.
- Umówmy się na dziesiątą.
- To kiepska pora, Witulek wtedy śpi - mówię ostrożnie.
- Nic się nie martw, on będzie spał, a my sobie pogadamy.
Nic podobnego. Nie będzie spał. Będzie słyszał nowe dźwięki i głosy, nie będzie czuł ruchu, obudzi się zaraz i stwierdzi, że jest ciekawie i trzeba pooglądać, a potem nie da się uspokoić przez czterdzieści minut, tak będzie zmęczony. No, chyba, że po prostu pójdziemy na spacer, ale wtedy nie posiedzimy i nie napijemy się kawy.
- Umówmy się na pierwszą.
- Dobrze, ale niech to będzie pierwsza z poślizgiem.
Pierwsza z poślizgiem nie oznacza pierwszej piętnaście. Oznacza raczej drugą. Poślizg oznacza, że najpierw Joasia, zamiast się ubrać, zaczyna bojkot, rozbiera się i chowa w łóżeczku pod kocykiem, bo stresuje się i nie chce nigdzie iść. Próby jej ubrania kończą się okropnym wrzaskiem i kwadransem przytulania. Kiedy Joasia jest w miarę ogarnięta, Witu ma już dość wychodzenia i chce cycusia. Kiedy kwadrans później kończę go ubierać, robi kupę. Potem jeszcze korytarzowa tragedia w jednym akcie pt. "Nie bierzemy hulajnogi" i już możemy obejrzeć sobie tył tramwaju, który jeździ raz na dwadzieścia minut. Druga jak nic, i to też będzie całkiem wcześnie.
Z ludźmi bez dzieci jest taki kłopot, że nie potrafią sobie wyobrazić, że plany mogą się zmieniać co dziesięć minut.
Nieustanna konieczność podejmowania decyzji jest wyczerpująca, więc każdy człowiek, świadomie bądź nie, stara się procesy decyzyjne sprowadzić do minimum. Nieprzewidywalna rzeczywistość dziecięca nie pozwala na takie ułatwianie sobie życia. Takie ćwiczenia z elastyczności.
Ludzie bez dzieci są przyzwyczajeni do grzecznościowych, towarzyskich metafor. Zdanie "Przepraszam, mam straszny bałagan" oznacza zazwyczaj, że na kanapie leży gazeta, a na krześle wiszą spodnie, może jeszcze na stole stoi brudny kubek albo talerzyk. To u bezdzietnych. U dzietnych "Przepraszam, mam straszny bałagan" oznacza "Poczekajcie chwilkę tutaj, a ja tam znajdę podłogę* i zrobię wam przejście do kanapy".
Ludzie bez dzieci poprawiają mi nastrój, dzwoniąc do mnie o dziewiątej i pytając, czy mnie nie obudzili.
A ja naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio wstałam o dziewiątej. Ach, nie, przepraszam, już wiem - zimą, kiedy miałam zapalenie oskrzeli i gorączkę nie do zbicia przez sześć dni, i wstawanie szło mi tak sobie.
- Tak wcześnie i już na spacerek? - pyta w windzie sąsiadka. Jest dziewiąta.
- Ach, wie pani, ja jestem na nogach od czterech godzin - odpowiadam. Mina sąsiadki - bezcenna. Pobudka o piątej zdarza się, naprawdę. Częściej, niż bym chciała, choć ostatnio jakby rzadziej.
Bardzo lubię słuchać opowieści młodych ojców - młodych, czyli takich, których maleństwo ma nie więcej niż trzy miesiące. Przed porodem mają plany i wizje, a po porodzie nie pamiętają nawet, ile razy wstali ostatniej nocy.
Życie z dziećmi nie jest tym, co człowiek sobie wyobraża, zanim te dzieci ma.
I nie chodzi tu o te śliczne reklamy, w których na białym dywanie, przy kremowej kanapie siedzi sobie dzidziuś, dookoła leżą drewniane klocki, sztuk dziesięć, i grzechotka, a mamusia siedzi obok i czyta mu czystą, nieobgryzioną i niepostrzępioną książeczkę. Każdy ma przeczucie, że naiwnie (oraz boleśnie rozczarowująco) byłoby im wierzyć. Chodzi o to, że stopień nieprzewidywalności, jaki pojawia się wraz z dziećmi, jest nie do pojęcia dla zwyczajnych ludzi bez supermocy implantowanych cichaczem przez lekarzy podczas porodu. A może jednak przez Kogoś innego.
* Motyw ze znajdowaniem podłogi jest autorstwa A. Innej A., ze starszym dzieckiem. Powiedziała mi ostatnio: chciałam odkurzyć, ale musiałam najpierw znaleźć podłogę. Właśnie.