Dygresja.
Pochodzenie prawa Murphy'ego nie jest do końca zbadane, różne źródła podają różne wersje, najważniejsze jest jednak to, że pewien facet nazwiskiem Murphy zauważył, że jeśli coś można zrobić źle, ktoś na pewno tak to zrobi. Prawo w podaniu ustnym ewoluowało do wersji "Jeśli coś może się nie udać, nie uda się na pewno", oraz doczekało się wielu pochodnych.
Pochodne te można obserwować w każdej dziedzinie życia, także w dziedzinie rodzicielskiej. A zwłaszcza na spacerze. U nas jest ich pięć.
1. Prawo brakującej parówki
Pora śniadania. Zaglądamy do lodówki, proponujemy dzieciom dwie wersje śniadanka, wybierają obie, o dziwo, jedzą . Przy okazji robimy listę zakupów.
- I kup jeszcze parówki - dodaję, na wszelki wypadek cicho. Jednak nie tak cicho, jak powinnam.
- Chcę paówkę! - komunikuje od razu Joasia.
- Ce! Ce! - potwierdza Witu.
- Nie ma parówek, tatuś dopiero idzie do sklepu, jak wróci, zjecie sobie - łagodzę.
- Nie!
- Zjedz teraz swoje płatki, dobrze?
- Nie! Nie chcę patków! Chcę paówkę!
- Da! Ce!
Tak. To właśnie jest prawo brakującej parówki.
Prawo brakującej parówki.
Nieosiągalne jedzenie jest lepsze od osiagalnego.
Prawo brakującej parówki.
Nieosiągalne jedzenie jest lepsze od osiagalnego.
2. Prawo jednej pieluchy
Ostatniego lata przez trzy tygodnie woziłam w wózkowej torbie trzy pieluchy. Dwie jednorazówy i wielorazową z dwoma wkładami. Nie użyłam ich ani razu. Wyjęłam je w końcu, bo wychodziliśmy tylko na chwilkę, a do torby chciałam, zamiast pieluch, schować zakupy.
W drodze Witu zrobił kupę. Kupa była złośliwa i postanowiła rozejrzeć się po świecie. Dziekując Stwórcy, że razem z pieluchami nie wyjęłam z wózka chusteczek nawilżanych, posprzątałam i zawinęłam Witula w tetrową pieluszkę, która robiła akurat za ocieniacz*. Dumna z siebie, że tak sobie poradziłam, ruszyłam dalej. Chwilę później Witu zrobił siku.
Wyszliśmy naprawdę na chwilkę.
Jeśli nie zabierzesz pieluch, natychmiast będą potrzebne. Jeśli zabierzesz jedną, będą potrzebne dwie.
3. Prawo suchego ubranka
(Początkowo uważałam, że to prawo czystego ubranka, ale niedawno zmieniłam zdanie. Gdyż nieco brudne ubranko da się jeszcze nosić, a mokrego - zwłaszcza w zimie - już nie.)
Jedziemy na popołudnie do cioci. Pakuję torbę. Komplet ubranek dla Witu, komplet ubranek dla Joasi.
- Wiesz - mówię do ojca dzieciom - Asia już chyba nie potrzebuje ubranek na zmianę. Ostatnie cztery wizyty przetrwała bez przebierania. Wezmę jej tylko majteczki na wszelki wypadek.
Ojciec dzieciom kiwa głową.
Jedziemy.
Trzy minuty po wejściu do cioci Joasia oblewa się sokiem.
Z ubrankiem jak z parasolem. Nie weźmiesz - będzie padało jak nic.
Z ubrankiem jak z parasolem. Nie weźmiesz - będzie padało jak nic.
4. Prawo lotnej drzemki
Umawiamy się ze znajomymi.
- To o której wam pasuje? - pada w końcu.
Zastanawiamy się.
- Asia w ogóle teraz nie śpi, za to o 16.00 ma kryzys, Witu śpi od dziewiątej, a potem od pierwszej. Umówmy się na wpół do trzeciej, będzie akurat po obiedzie.
Znajomym pasuje. Nie mają dzieci.
O 9.00 Witu nie zasypia.
Trzy próby położenia go spać kończą się niczym.
- Trudno, może dziś w ogóle nie będzie spał, albo zaśnie w wózku, jak wyjdziemy - pocieszamy się.
Szykujemy obiad, pakujemy się do wyjścia.
O 14.00, tuż przed obiadem Joasia zasypia po cichutku w swoim łóżeczku. Śpi do 18.00.
Wzdychamy, mamroczemy pod nosem i przekładamy wizytę na następny raz.
Wzdychamy, mamroczemy pod nosem i przekładamy wizytę na następny raz.
5. Prawo ostatniego kwadransa
Wychodzimy. Tym razem nie tak sobie - jesteśmy umówieni na konkretną godzinę i nie bardzo możemy się spóźnić.
- Musimy wyjść najpóźniej o 14.30 - mówi ojciec dzieciom.
Zima, więc żeby ze wszystkim zdążyć, zaczynamy pakowanie i ogarnianie o 13.15. Żeby o 14.00 ubrać siebie, dzieci i wyjść. Wszystko idzie świetnie. Do 14.00.
O 14.00 zaczynamy zakładać wyjściowe ubranka. Potem buciki. Potem Witu robi kupę. Zdejmujemy buciki i ubranko, przewijamy. Zachęcona przykladem brata Asia też chce kupę, ale robi tylko siku, za to moczy wyjściową sukienkę. Przebieramy. Jest 14.15. Teraz kurtki. Asi przypomina się, że chce jej się pić, biegnie do kuchni, łapie kubek i oblewa się herbatką. Przebieranie. Witu zdjął buty. Zakładamy jeden but. Drugiego nie ma. Trudno, pojedzie w grubych skarpetkach. Gdzie skarpetki? Poszukam, poczekaj, Witulku, na podłodze. Witu nie chce czekać na podłodze, chce na rączki, łapie mnie za wyjściowe spodnie. Czarne. Na spodniach pojawiają się odciski białych łapek. Sudokrem jak nic. Czyścimy chusteczkami, drugie spodnie nie wyschły. Inne się nie nadają. Plamy nie schodzą, zakładam mokre. Witu w końcu ubrany, teraz Asia. Asia ucieka, biega po mieszkaniu, skacze po tapczanie, nie chce zakładać kurtki. 14.25 - sterroryzowana Asia (-Możesz zostać w domu, chętnie z tobą zostanę, bo mam już dość, a tata pojedzie sam z Witulkiem. - Nieeee! Ubieraj mnie! Ubieraj!) wreszcie daje się kompletnie ubrać. Bierzemy Witu i torbę - aha, torba rozpakowana, zagadka Sudo rozwiązana - dorwał ją znudzony długim wychodzeniem Witu. Pakujemy. Nie ma chusteczek, bo czyściłam spodnie i wyjęłam. Szukamy. Wkładamy. Asia zdjęła buty, bo "było jej gorąco". Zakładamy. Jeszcze butelka, bo jakieś małe rączki wrzuciły ją do buta. Wszystko. Chyba. Wychodzimy. Trochę później, niż zamierzaliśmy.
Na dzieci pośpiech źle wpływa. Nie spiesz się, zawsze zdążysz się spóźnić.
- Musimy wyjść najpóźniej o 14.30 - mówi ojciec dzieciom.
Zima, więc żeby ze wszystkim zdążyć, zaczynamy pakowanie i ogarnianie o 13.15. Żeby o 14.00 ubrać siebie, dzieci i wyjść. Wszystko idzie świetnie. Do 14.00.
O 14.00 zaczynamy zakładać wyjściowe ubranka. Potem buciki. Potem Witu robi kupę. Zdejmujemy buciki i ubranko, przewijamy. Zachęcona przykladem brata Asia też chce kupę, ale robi tylko siku, za to moczy wyjściową sukienkę. Przebieramy. Jest 14.15. Teraz kurtki. Asi przypomina się, że chce jej się pić, biegnie do kuchni, łapie kubek i oblewa się herbatką. Przebieranie. Witu zdjął buty. Zakładamy jeden but. Drugiego nie ma. Trudno, pojedzie w grubych skarpetkach. Gdzie skarpetki? Poszukam, poczekaj, Witulku, na podłodze. Witu nie chce czekać na podłodze, chce na rączki, łapie mnie za wyjściowe spodnie. Czarne. Na spodniach pojawiają się odciski białych łapek. Sudokrem jak nic. Czyścimy chusteczkami, drugie spodnie nie wyschły. Inne się nie nadają. Plamy nie schodzą, zakładam mokre. Witu w końcu ubrany, teraz Asia. Asia ucieka, biega po mieszkaniu, skacze po tapczanie, nie chce zakładać kurtki. 14.25 - sterroryzowana Asia (-Możesz zostać w domu, chętnie z tobą zostanę, bo mam już dość, a tata pojedzie sam z Witulkiem. - Nieeee! Ubieraj mnie! Ubieraj!) wreszcie daje się kompletnie ubrać. Bierzemy Witu i torbę - aha, torba rozpakowana, zagadka Sudo rozwiązana - dorwał ją znudzony długim wychodzeniem Witu. Pakujemy. Nie ma chusteczek, bo czyściłam spodnie i wyjęłam. Szukamy. Wkładamy. Asia zdjęła buty, bo "było jej gorąco". Zakładamy. Jeszcze butelka, bo jakieś małe rączki wrzuciły ją do buta. Wszystko. Chyba. Wychodzimy. Trochę później, niż zamierzaliśmy.
Na dzieci pośpiech źle wpływa. Nie spiesz się, zawsze zdążysz się spóźnić.
*Przeciwsłoneczna osłonka.
Dokładnie tak jest!!! :)
OdpowiedzUsuń:) A tak by się chciało, żeby czasami nie było...
UsuńSama prawda! Dzięki za ujmowanie w słowa rodzicielskich zmagań. Jak miło się czyta! Jestem też fanka matki na nd :-)
OdpowiedzUsuńBloga odkryłam niedawno przez przypadek.
Życzę wszystkiego dobrego dla Waszej Rodziny na Nowy Rok i wytrwałości na nienoworoczne postanowienia;-)
Pozdrawia mama zywiolowego acz zgodnego 5latka i mądrej wręcz przemadrzalej ale i dość kaprysnej prawie 3latki :-)
Dziękuję:) I bardzo się cieszę, że się podoba, zwłaszcza matka na nd, o której myślałam, że będę ją pisać głównie dla siebie.
UsuńTrzy i pięć? No, to mnie dopiero czeka:)
I dla Ciebie też wszystkiego dobrego, najlepszego roku w życiu:)
Ja dodałabym jeszcze jedno prawo - Prawo ostatniego paprocha. Sobota - sprzątanie - w miarę dokładny przelot przez mieszkanie na odkurzaczu potem mop... i ta cudowna świadomość, że uff jest czysto - żadne psie kłaki nie fruwają, błoto spod butów już wsyśnięte, rozmazana po podłodze kaszka i banan zniknęły. Wtedy właśnie nasz syn wyczarowuje nie wiadomo skąd kulę kłaków i błota i z radością rozpoczyna konsumpcję :) a na przegryzkę zza paneli jeszcze psia chrupka - mniamuśnie !!!!:P
OdpowiedzUsuńO tak! Zdecydowanie tak. Dawniej, jak miałam mieć gości, odkurzałam z rana i spokojnie brałam się za pieczenie i inne takie. Teraz odkurzam pięć minut przed ich przyjściem, a i tak, gdy wchodzą, odkrywam na dywanie rozdepnięte ciastko. A mogę przysiąc, że takich ciastek w odmu nie było!
Usuńm.
4 pierwsze jak najbardziej trafione. Z tym piątym to się nie zgodzę, z opisu wynika że te dzieci to mega rozpieszczone chyba, w ogóle się nie słuchają i robią co chcą, a ojca to w opisie prawie nie ma, przyglądał się jak mama toczy bitwę z dziećmi?
OdpowiedzUsuńOch, masz rację, Mysiu. Bardzo rozpieszczone te moje maluchy. Dobrze wychowane dzieci nie odważą się zrobić kupy tuż przed wyjściem. A rozpakowywanie torby, pozostawionej niebacznie w zasięgu rączek? Nigdy! Dziecko raczej samo dołoży brakujące rzeczy, zapnie i zaniesie do samochodu - no, chyba że jeszcze nie chodzi.
UsuńNa mnie raz przez Piate Prawo obrazila sie Ciocia, z ktora mielismy isc w niedziele po obiedzie na jakas wystawe. Bylo nas DWOJE do jednego dziecka i spoznilismy sie tyle, ze Ciocia juz zrezygnowala. A Dziecko wcale nie bylo rozpieszczone.
OdpowiedzUsuńMoja wersja prawa Murphiego brzmi: "Jesli cos moze pojsc zle, to pojdzie jak najgorzej"
:)
A czasami to jest najbardziej optymistyczna wersja :)
Usuń