czwartek, 15 maja 2014

Realia, czyli dlaczego bezdzietni nie rozumieją dzieciatych

Jakiś czas temu odwiedzili nas znajomi z trzymiesieczną córeczką. Po zamieszaniu powitalnym A. usiadła na kanapie i bez zbędnych wstępów oznajmiła:
- Teraz już wiem, co to znaczy, że jak nie masz dzieci, to w ogóle tego nie rozumiesz!
Bo nie rozumiesz. I to nie tekst przeciwko bezdzietnym. Raczej właśnie dla nich.

- Może wpadniesz do nas jutro po południu?
- Po południu? 
- Tak, umawiamy się na siedemnastą  - osiemnastą.
- Mąż będzie jeszcze w pracy. Musiałabym zabrać dzieci - myślę na głos.
- To weź, weź, będzie fajnie!
 Nie będzie fajnie. Po pierwsze - to pora kąpania, zmęczone dzieci nie nadają się na wizyty towarzyskie, zbyt wiele dorosłych osób, próbujących się dobrze bawić, jest dla maluszków bardzo męczące, a wasze mieszkanie nie jest dostosowane do dzieci, naprawdę. Zastanawiam się szybko, który argument przemówi najbardziej.
- Wasze mieszkanie może tego nie przeżyć - mówię w końcu.
- Nie przesadzaj, twoje dzieci są takie grzeczne!
Jasne. 

Przy pierwszym dziecku próbowałam tłumaczyć, wyjaśniać na obrazowych przykładach, przybliżać ludziom, którzy małe dzieci z bliska widzą przez pół godziny raz na miesiąc i to podczas dziecięcej drzemki, skomplikowaną rzeczywistość życia z dzieckiem. Szybko przestałam. To niemożliwe.

Jeśli ktoś nigdy nie miał dzieci, względnie kota (pies się nie liczy) - nie zrozumie. 


Nie z powodu umysłowej niedyspozycji, ale dlatego, że to naprawdę trudno zrozumieć. Nawet, jeśli się słyszało o rodzicielskich prawach Murphy'ego.

- Umówmy się na dziesiątą.
- To kiepska pora, Witulek wtedy śpi - mówię ostrożnie.
- Nic się nie martw, on będzie spał, a my sobie pogadamy.
Nic podobnego. Nie będzie spał. Będzie słyszał nowe dźwięki i głosy, nie będzie czuł ruchu, obudzi się zaraz i stwierdzi, że jest ciekawie i trzeba pooglądać, a potem nie da się uspokoić przez czterdzieści minut, tak będzie zmęczony. No, chyba, że po prostu pójdziemy na spacer, ale wtedy nie posiedzimy i nie napijemy się kawy. 

- Umówmy się na pierwszą.
- Dobrze, ale niech to będzie pierwsza z poślizgiem.
Pierwsza z poślizgiem nie oznacza pierwszej piętnaście. Oznacza raczej drugą. Poślizg oznacza, że najpierw Joasia, zamiast się ubrać, zaczyna bojkot, rozbiera się i chowa w łóżeczku pod kocykiem, bo stresuje się i nie chce nigdzie iść. Próby jej ubrania kończą się okropnym wrzaskiem i kwadransem przytulania. Kiedy Joasia jest w miarę ogarnięta, Witu ma już dość wychodzenia i chce cycusia. Kiedy kwadrans później kończę go ubierać, robi kupę. Potem jeszcze korytarzowa tragedia w jednym akcie pt. "Nie bierzemy hulajnogi" i już możemy obejrzeć sobie tył tramwaju, który jeździ raz na dwadzieścia minut. Druga jak nic, i to też będzie całkiem wcześnie.


Z ludźmi bez dzieci jest taki kłopot, że nie potrafią sobie wyobrazić, że plany mogą się zmieniać co dziesięć minut.


Nieustanna konieczność podejmowania decyzji jest wyczerpująca, więc każdy człowiek, świadomie bądź nie, stara się procesy decyzyjne sprowadzić do minimum. Nieprzewidywalna rzeczywistość dziecięca nie pozwala na takie ułatwianie sobie życia. Takie ćwiczenia z elastyczności.

Ludzie bez dzieci są przyzwyczajeni do grzecznościowych, towarzyskich metafor. Zdanie "Przepraszam, mam straszny bałagan" oznacza zazwyczaj, że na kanapie leży gazeta, a na krześle wiszą spodnie, może jeszcze na stole stoi brudny kubek albo talerzyk. To u bezdzietnych. U dzietnych "Przepraszam, mam straszny bałagan" oznacza "Poczekajcie chwilkę tutaj, a ja tam znajdę podłogę* i zrobię wam przejście do kanapy".


Ludzie bez dzieci poprawiają mi nastrój, dzwoniąc do mnie o dziewiątej i pytając, czy mnie nie obudzili.


A ja naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio wstałam o dziewiątej. Ach, nie, przepraszam, już wiem - zimą, kiedy miałam zapalenie oskrzeli i gorączkę nie do zbicia przez sześć dni, i wstawanie szło mi tak sobie.
- Tak wcześnie i już na spacerek? - pyta w windzie sąsiadka. Jest dziewiąta.
- Ach, wie pani, ja jestem na nogach od czterech godzin - odpowiadam. Mina sąsiadki - bezcenna. Pobudka o piątej zdarza się, naprawdę. Częściej, niż bym chciała, choć ostatnio jakby rzadziej.

Bardzo lubię słuchać opowieści młodych ojców - młodych, czyli takich, których maleństwo ma nie więcej niż trzy miesiące. Przed porodem mają plany i wizje, a po porodzie nie pamiętają nawet, ile razy wstali ostatniej nocy.

Życie z dziećmi nie jest tym, co człowiek sobie wyobraża, zanim te dzieci ma. 


I nie chodzi tu o te śliczne reklamy, w których na białym dywanie, przy kremowej kanapie siedzi sobie dzidziuś, dookoła leżą drewniane klocki, sztuk dziesięć, i grzechotka, a mamusia siedzi obok i czyta mu czystą, nieobgryzioną i niepostrzępioną książeczkę. Każdy ma przeczucie, że naiwnie (oraz boleśnie rozczarowująco) byłoby im wierzyć. Chodzi o to, że stopień nieprzewidywalności, jaki pojawia się wraz z dziećmi, jest nie do pojęcia dla zwyczajnych ludzi bez supermocy implantowanych cichaczem przez lekarzy podczas porodu. A może jednak przez Kogoś innego.


* Motyw ze znajdowaniem podłogi jest autorstwa A. Innej A., ze starszym dzieckiem. Powiedziała mi ostatnio: chciałam odkurzyć, ale musiałam najpierw znaleźć podłogę. Właśnie. 




18 komentarzy:

  1. :) tak jest, ale teraz już można by rzec że było;
    choć niestety zdarza się nawet przy 5ciolatku - buty nie tak "zarzepowane", chustka gniecie, kaptur przeszkadza, skarpetki źle w bucie się układają i płacz... a wspomnę że to rzeczy które nosi od miesięcy i bywało z nimi bez problemu; humory... a w sumie czy one kiedyś mijają?:) powiedzmy sobie szczerze:) pozdrawiam i dzięki za matkę na nd
    M 5+3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, humory zostają, może nieco bardziej okiełznane...
      Cieszę się, że lubisz niedzielną matkę:)

      Usuń
  2. Dziękuję za ten tekst. Tak jest i to się nie może zmienić. :) Każdy się przekonuje, co to znaczy życie z dzieckiem, dopiero kiedy je ma (i to wcale nie to samo mieć młodsze rodzeństwo, czy bratanicę).
    Ale wiesz, jeszcze jedna rzecz: ludzie też patrzą przez swój pryzmat, typu: nasze dzieci robiły tak i tak, naszym dzieciom pomagało/przeszkadzało to i to... więc w domyśle - Wasze też tak mają/będą miały. ;) A to też jest zgubne myślenie, choć teraz, to już mnie w zasadzie bawi. :D

    Szczególnie w sytuacjach typu:
    "Ojej, Rybka krzyczy, może jest głodna?" "Nie, jadła przed chwilą."
    "To może chce spać?" "Nie, obudziła się przed 15 minutami."
    "To może...?" "Nie, ona po prostu krzyczy." ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och tak, sama tak czasem robię. Najgorsze, że to nie wynika ze złej woli ani bezmyślności, to faktyczna chęć niesienia pomocy bez refleksji, że może nie trzeba. Z drugiej strony nawet to bywa czasem miłe:)

      Usuń
    2. Nie, no, to zawsze wynika z dobrej woli i raczej jest miłe. (chyba, że po raz tysięczny się opowiada, że naprawdę wszystko w porządku :D). Z tym, że my nauczyliśmy się przy Rybce, że czasem jej zachowanie nie ma wytłumaczenia (przynajmniej racjonalnego, typowego dla większości dzieci) i trudno. A każdy próbuje tłumaczyć. :) Ale masz rację, że to z dobrej woli i w gruncie rzeczy raczej przyjemne, że ludzie chcą pomóc i doradzić.

      Usuń
  3. Świetnie to ujęłaś. Tą rodzicielską rzeczywistość. To myślenie o tylu sprawach, tylu aspektach zwykłego (mozna by naiwnie pomyśleć) wyjścia z dzieckiem do koleżanki. Zabieranie zupek, chrupków, kocyków, ciuchów na zmianę, pieluch i ulubionych zabawek. Mój Synek ma dziesięć miesiecy a ja nadal jestem w szoku jak teraz wygląda moje życie :))
    I to umawianie się z koleżanka na kawę. Z czasem przestałam sie przejmować że mamy obsuwę z godzinę.. Raz, pamiętam (raz!) wypiłam kawę z koleżanką przy stole na spokojnie, bo mój Maluch zasnął na popołudniową drzemkę na dwadzieścia minut. A tak to przyzwyczaiłam się już do tego, że moje miejsce jest na dywanie pośród zabawek :)) I tak z dziewczynami sobie siedzimy, gadamy.
    I tylko czasami mnie wkurza jak słyszę jaki On słodki. Och! Tak, ale przy przebywaniu z Maluchem 24/7 i robieniu przy Synku wszystkiego czasami zapominam o tej słodyczy.. z braku siły. "Ale przecież on jest taki słodki i taki grzeczny" Eh..bo jest :))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci są słodkie i grzeczne zazwyczaj na pokaz, noworodki nie płaczą, kiedy przychodzi położna, a niemowlęta wzorowo się bawią grzechotką, kiedy są goście. Ale niech tylko wyjdą, o, wtedy się dzieje! :)

      Usuń
    2. Ech, moje jakoś nigdy nie chciały pokazać się z tej strony ;-)

      Usuń
  4. Cycusia?!?! Kobieto, jeśli karmisz piersią to napisz to wyraźnie a nie owijaj w rzeczowniki, które ubliżają. Bo jako kobieta i matka karmisz piersią a nie cycusiem/cyckiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam oj tam. Mężczyźni też częściej sikają małym niż penisem.

      Usuń
    2. hmm, no ja tam karmię cycem. a mężczyźni nie powinni prąciem sikać? jeszcze ładniej brzmi!

      Usuń
    3. Jak ktoś nie lubi określenia cycuś, nie musi go używać. Ale nie ma prawa zabraniać tego komuś innemu- co to za tyrania? Zarówno ja jak i moja córka radośnie używamy cycków (moich) we wiadomym celu już prawie 4 lata i jest doświadczenie to często jest tematem rozmów :) Ze słowem cycuś/cycek na porządku dziennym!

      Usuń
  5. hahaha padam :D w poszukiwaniu zaginionej podłogi ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. pięknie. krótko i do celu! podoba mi się:-) i to szukanie podłogi... :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz ja mam szczęście! Chyba brak jakiekolwiek pomocy ze strony dziadków itp. Oraz fakt posiadania tylko jednego dziecka sprawił, że ten post... Naprawdę średnio się mnie dotyczy. Stanę na głowie, żeby się spotkać że znajomymi a moje dziecko nigdy mi w tym nie przeszkodziło. Zawsze jest grzeczna w gościach lub gdy my ich mamy, a ja robię wszystko żeby każdy był zadowolony bo taki mam deficyt spotkań (spowodowany też wyprowadzka w obce strony). W domu mam czysto na błysk. To znak, że nie mogę mieć więcej dzieci chyba :P

    OdpowiedzUsuń
  8. świetnie napisane, takie prawdziwe

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę bardzo dobry tekst. Jestem bezdzietna (chociaż mam 2 koty ;)) i pierwszy raz czytam tekst, w którym mama normalnie tłumaczy, jak zmieniło się jej życie w drobnych sprawach, zamiast deprecjonować bezdzietnych, rozwodzić się nad tym, jacy to bezdzietni są wybrakowani emocjonalnie i zajmują ich pierdoły zamiast "prawdziwych problemów".
    Będę teraz cierpliwiej czekać na "dzietne" koleżanki, jak się umówimy w końcu na kawę (na 14:00).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach! Mam wpływ ma rzeczywistość! :)
      A poważnie - bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Cenny tym bardziej, że nie masz dzieci. Chociaż jak pamiętam moje dwa koty - to była świetna wprawka do macierzyństwa :)

      Usuń





Poczytaj jeszcze!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...