Pojechałam wczoraj do Nowego Sącza na konferencję. Z Piotrem, bo jest niezostawialny. Całe trzy godziny spędziłam na... korytarzu, bo podczas konferencji było też robione nagranie. I dziecko, które mówi "bababa" - w nagraniu przeszkadza. Sala do nagrań - wyciszona, podwójne drzwi. Na korytarzu nie było słychać nic. Zupełnie nic.
Gdyby przy informacjach o konferencji było podane, że będzie nagranie i z dzieckiem nie można, nie angażowałabym babci do opieki nad starszakami, nie angażowałabym dziadka w roli kierowcy, nie zajmowałabym cioci głowy nocowaniem u niej w tygodniu. Nie odkładałabym kilku projektów i zleceń.
Ale nie piszę tego po to, żeby narzekać. Bo planując wyjazd, nastawiłam się na wszystko, łącznie z opcją korytarzową.
To po co piszę?
Piszę po to, żeby pokazać, jak działa na człowieka trzecie dziecko.
Nie czekasz, aż urośnie
Przy pierwszym - czekasz, aż urośnie, zacznie chodzić, mówić, być zostawialne na trzy godziny, potem może na dzień, na weekend. Radzisz sobie sama. Ogarniasz.
Przy drugim - też czekasz. Też sobie radzisz, choć częściej korzystasz z pomocy, głównie z powodu wymówek, że tej pomocy nie chcesz. Kiedy już oddajesz komuś dzieci albo jakieś zadanie, masz wyrzuty sumienia, że sobie idziesz na jakąś konferencję czy kawę, chociaż wcale nie musisz, a ktoś dla ciebie poświęca swój czas.
Przy trzecim już nie czekasz. Bo jak będziesz czekać, aż urośnie, aż zacznie chodzić, aż pójdzie do szkoły - życie przecieknie ci między palcami. Kiedy naprawdę ci na czymś zależy, prosisz o pomoc tyle osób, ile jest potrzebne, żeby móc zrealizować swój plan.
Wyciskasz czas do ostatniej kropli
Doba się nie rozciąga ani nie wydłuża: dlatego jeśli już coś planujesz, planujesz na maksa. Jeśli chcesz pojechać sto kilometrów na dwa dni na konferencję, a w perspektywie masz opcję korytarzową, czyli fiasko, nie zamierzasz tylko posłuchać konferencji. Masz w zanadrzu sześć czy siedem istotnych celów, które popchną do przodu twoje ważne sprawy - i jesteś zadowolona, jeśli uda się osiągnąć choćby dwa.
Przestajesz robić rzeczy tylko po to, żeby je robić. Przestajesz robić rzeczy nieważne, mało ważne, cudze i przypadkowe. Nie dlatego, że nagle skacze ci asertywność i dostajesz 1000 exp z zarządzania sobą w czasie. Po prostu inaczej się już nie da. Kiedy wokół ciebie nieustannie przetacza się potrójne tornado, wymagające stałej uwagi, każdy kwadrans spokoju jest cenny. Zbyt cenny, żeby marnować go na byle co - chyba, że to właśnie byle co jest celem.
A bywa, oj, bywa.
Zaczynasz też myśleć inaczej: to coś jakby recykling efektów. Do czego posłuży rzecz zrobiona raz? Jeśli do kolejnych dwóch rzeczy, opłaca się ją robić. Jeśli nie - nawet się nie zabierasz. No, chyba że chodzi o obiad.
Odpuszczasz
Jak najmłodsze pobrudzi się morelami, to nie lecisz przebierać, ale przez trochę chodzi brudne. Gdy czujesz, że rzeczywistość cię przerasta, robisz przerwę. Kiedy widzisz, że wzięłaś na siebie za dużo - wszystko jedno, czy chodzi o sprzątanie domu, pomoc koleżance czy o kolejne zlecenie - oddajesz. Rezygnujesz. Bez poczucia winy i bez poczucia wstydu. Mówisz, że nie dasz rady, i idziesz dalej.
Co lepsze - świat to rozumie. I na ogół, o dziwo, nie ma pretensji.
Wiesz, na ile cię stać. Ile nocy możesz zarwać, żeby skończyć projekt i nie umrzeć ze zmęczenia. Wiesz, że raz ważniejsza jest czysta podłoga, a innym razem - rozmowa z kimś, kto chce się wygadać. Czasem ekstra obiad, na który poświęcisz trzy godziny - a czasem czytanie książki pod kocem albo spanie, kiedy najmłodsze śpi. Wiesz, że lista priorytetów nie jest wykuta w marmurze, a życie codziennie ma dla ciebie inną niespodziankę. I że to jest do ogarnięcia, naprawdę.
Wybaczasz
Sąsiadowi, który jak cię widzi, mówi: jeszcze jedno i będą okrągłe dwa tysiączki!
Znajomej, która ma zadzwonić i nie dzwoni przez miesiąc i mówi, że nie miała kiedy.
Facetowi w sklepie, który robi ci przykre uwagi na temat posiadania dzieci w ogóle.
Tym wszystkim, którzy z premedytacją pytają, kiedy czwarte dziecko.
Organizatorom konferencji, rekolekcji i spotkań, którzy nie napisali, że z dziećmi nie można.
Cudzym dzieciom, które są nieznośne i psują ci dzień samym swoim istnieniem.
Swoim dzieciom, jak wyżej.
Ludziom, którzy sobie ciebie odpuścili, bo za rzadko, za trudno, za daleko, za głośno.
Sobie. Kiedy nawiedza cię to przygnębiające poczucie, że do niczego się nie nadajesz. Kiedy brakuje ci cierpliwości, miłości, życzliwości, spokoju.
Wybaczasz i zapominasz.
Bo kiedy ma się trójkę dzieci, szkoda czasu na noszenie w sercu złości i żalu. Po prostu: są lepsze i ważniejsze rzeczy do robienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz