piątek, 20 grudnia 2019

Kubek na miłość


Kiedy Twój kubek na miłość jest pełny, życie jest piękne i wszystko robisz z radością. Kiedy Twój kubek na miłość jest pusty, wszystko traci sens, a smutek zniechęca Cię do tego, co sensu jeszcze nie straciło.
Twoje dziecko ma tak samo.


Koncepcja kubka na miłość nie jest moja.
Ale bardzo, bardzo mi pasuje. Do dzieci i dorosłych. Do rozumienia innych ludzi. Do tego, by nie frustrować się tym, co i jak do mnie mówią i co robią. Bo często to, co mówią i robią, nie jest do mnie, tylko do nich samych.
Dobra, do konkretów.

Jeśli masz dziecko, na pewno zdarzają Ci się momenty, w których go naprawdę nie lubisz.

To jest frustrujące uczucie: gdy chcesz, żeby ten człowiek znikł na razie z Twojego horyzontu i to szybko. Gdy nie masz ochoty się z nim bawić, czytać, przytulać się ani spacerować. Gdy chcesz jak najszybciej wykonać wszystkie niezbędne czynności, które wynikają z bycia matką (albo ojcem) i zająć się czymś lub kimś, kogo aktualnie lubisz naprawdę. Nawet, jeśli ten ktoś przebywa obecnie po drugiej stronie Facebooka. Lub zwłaszcza wtedy.

Takie momenty zdarzają się zazwyczaj wtedy, gdy dziecko jest w naturalnej, rozwojowej fazie testowania granic. Twoich granic. Swoich przy okazji też. Pierwsze padają zazwyczaj granice cierpliwości, a potem jest tylko gorzej. Taki na przykład trzylatek zdecydowanie odmawia współpracy. Chcesz wyjść - on nie. Chcesz, by coś zjadł - on nie chce. Chce za to tysiąca rzeczy, których nie możesz mu dać i zanim powiesz mu to "nie", bierzesz głęboki wdech jak ktoś, kto dobrowolnie wystawia się na bicie, bo to, co zaraz nastąpi, to właśnie emocjonalne tęgie baty. Taki na przykład sześciolatek będzie kontestował wszystko, co mówisz, dosłownie wszystko, z naciskiem na to, że on wie lepiej - choćbyś był specjalistą od budowy kalkulatorów kwantowych i robił to od dwudziestu lat, on i tak wie lepiej, bo słyszał, jak ludzie w tramwaju rozmawiali o czymś podobnym.

Ale gdy się człowiek zdystansuje, przyjrzy i przeanalizuje, widać, że za tym hardkorem wyprowadzającym nas poza granice cierpliwości jest coś więcej.
I nie jest to długa i skomplikowana lista gróźb karalnych, he, he.

Ten trzylatek potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Terenu ogrodzonego płotkiem, na którym może paść się spokojnie i w poczuciu, że nic złego mu się tu nie stanie. Uwaga: to nie moja koncepcja, tylko ludzi mądrzejszych, a ja po przetestowaniu uważam ją za najtrafniejszą.

Gdy Twoje trzyletnie dziecko wrzeszczy, wymusza, terroryzuje (tu wstaw wszystkie inne niefajne określenia, które przychodzą Ci do głowy) - jest za tym schowana bardzo poważna prośba: postaw mi granice. Skutecznie! Daj mi poczucie, że to potrafisz, że jesteś dorosła, mocna, że poradzisz sobie nie tylko wtedy, gdy trzeba będzie ograniczyć mnie, ale że gdy coś złego będzie chciało się nam przydarzyć, też postawisz temu granice.

I żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie chodzi tu o żadne demonstracje siły, zwłaszcza fizycznej, kary, groźby i pozbawianie tego, na czym dziecku zależy. Chodzi o to, żeby umieć rozpoznać, kiedy dziecko naprawdę potrzebuje tego kubka soczku, choć ubrani w kurtki i czapki stoimy w drzwiach, a kiedy wcale nie chce mu się pić i sprawdza, na ile ja mu pozwolę. Gdzie postawię granice. Tam, gdzie zawsze, czy może gdzie indziej? A może w ogóle?

Gdy sześciolatek będzie stawał na głowie (czasem dosłownie), by Ci udowodnić, że wie lepiej, to nie jest podważanie Twojego autorytetu ani powtarzanie głupot, tylko zakamuflowana prośba o to, by go docenić; by pokazać mu, że to, co już wie, jest ważne, a on sam - mądry. I że to się dla Ciebie liczy.

Dlatego, zamiast mu udowadniać, że kłamie, gdy właśnie opowiedział totalnie zmyśloną historię o przedziwnym zwierzęciu, które nie należy do żadnej ze znanych grup systematycznych, a które na przyrodniczym video widział podobno kolega z klasy - można mrugnąć do niego okiem i w subtelny sposób pochwalić jego... wyobraźnię.

Jak się to ma do kubka na miłość?
Ano tak, że stawianie granic i docenianie napełnia ten kubeczek.

Stawianie granic to nic innego, jak niewerbalne mówienie: kocham cię. Wiem, co jest dla ciebie dobre. I to właśnie chcę ci dać, chociaż na pewno nie będzie to pozwolenie na zasypianie o północy z nieumytymi zębami, po zjedzeniu paczki żelków. Ale za to pozwoli ci bezpiecznie i spokojnie przespać noc.
Docenianie to nic innego, jak mówienie: jesteś dla mnie ważny. To, co wiesz, jaki jesteś - jest dla mnie cenne. Dobrze, że właśnie taki jesteś, dzieciaku.

I to do nas, dorosłych, należy to zadanie: napełnianie dzieciom ich kubeczków miłości. Bo one same jeszcze nie potrafią. I to drugie, równie ważne, też - uczenie ich, żeby potrafiły.
Żeby potrafiły siebie kochać, i sobie stawiać granice, i siebie doceniać - a nie czekać, aż zrobi to ktoś inny.

A wiecie, czemu to jest takie cholernie ważne?
Bo dbając o swoje dzieci i ucząc je dbania o siebie mamy szanse nie wyprodukować kolejnych trudnych dorosłych. Takich, którzy nie będą się w sposób raniący i egoistyczny domagali od innych nieustannego wlewania do ich kubeczka. Tylko dlatego, że sami nie potrafią. 

Myślę, że każdy kiedyś kogoś takiego spotkał: dorosłego człowieka, który wciąż działa w mechanizmach dziecka. Który w tym, co mu się podoba i go pociąga, nie stawia sobie granic, tylko czeka, aż zrobią to inni, który nieustannie prosi o docenienie w każdy możliwy sposób - a jego kubeczek na miłość wciąż jest zupełnie, ale to zupełnie pusty.
I ile byś nie nalał, nie wystarczy.

Może nawet sami tak czasem działamy, wcale o tym nie wiedząc.Przekraczając granice, by ktoś nam powiedział: "nie" i byśmy poczuli się bezpiecznie. Na wszelkie sposoby domagając się docenienia i uznania, również przez uparte twierdzenie, że zawsze mamy rację.

Obserwuję ostatnio kilka osób, których pasją jest słuchanie. I gdy czytam, co piszą, widzę jeszcze jedną rzecz, która mi bardzo dobrze uzupełnia teorię kubka na miłość.

Każdy, kto mówi coś, co mnie w jakiś sposób dotyka, angażuje, może rani - mówi przede wszystkim nie o mnie, ale o sobie, o jakiejś swojej potrzebie. Pytanie, czy ja to wezmę do siebie i na tym poprzestanę, czy zobaczę w tym tę potrzebę.
Czy zobaczę w tym tego człowieka naprawdę, czy tylko sam wierzch?

Gdy sąsiad mówi: "o, jeszcze jedno dziecko i będą okrągłe dwa tysiączki" - może tak naprawdę chce powiedzieć: kurczę, szkoda, że jak ja miałem dzieci, to nie było takich możliwości, może bym się tak nie zajeżdżał w pracy, tylko był z nimi bardziej i teraz dzieci byłyby u mnie częściej niż raz na rok i to przez skejpa.

Gdy przyjaciel mówi, że ciągle chcesz od niego uwagi i zaangażowania, a on ci już tego nigdy nie da - może chce tylko powiedzieć, że tak bardzo chciał cię obdarować, bardziej niż było ci trzeba, że zapominał o granicach, wszystkiego mu zabrakło i jest mu z tym naprawdę źle.

Gdy jakaś matka na placu zabaw wyjeżdża ci z tekstem, żebyś lepiej pilnował swojego dziecka, bo to jego wspinanie się jest niebezpieczne i jeszcze komuś spadnie na głowę - może bardzo by chciała, żeby jej dziecko też się tak świetnie bawiło i nie wysysało z niej resztek energii, każąc robić tysięczną nudną babkę z brudnego piachu, tylko pozwoliło chwilę, chwileczkę odpocząć. Bo marzy o spokojnych pięciu minutach.

Może tak być. Nie musi. Ale niezależnie od tego, czy stoi przed Tobą mały, wściekły, płaczący w niebogłosy trzylatek, czy zły, zmęczony i wypalony dorosły, spróbuj przez chwilę nie brać tego do siebie. Spróbuj posłuchać, co ten człowiek naprawdę mówi pod tymi słowami, które wcale nie muszą Ci się podobać. A może nawet zauważyć (za niego i dla niego) to, czego w swoim kiepskim momencie nie dostrzega: że jego kubeczek jest całkiem pusty. To wcale nie jest trudne; czasem wystarczy temu sąsiadowi powiedzieć: "szkoda, że za pana czasów nie było takich ułatwień" albo tej matce "widzę, że bardzo pani zmęczona". I tyle. I już. Dyskretnie dać znać: zdaje się, że potrzebujesz tankowania.

A dzieci?
A dzieci tankować do pełna i uczyć tankowania na czas.
Żeby, gdy dorosną, umiały dbać o siebie.
Żeby ich kubeczek na miłość nigdy nie był pusty.




P.S. Kilka ogłoszeń.

Zbliżamy się do końca podróży, a może raczej do początku podróży całkiem nowej. Młoda Matka już prawie spakowana, dorzuca jakieś drobiazgi do podręcznej torby wielkości młodego słonia. Gdzie ją poniesie - nie wiadomo.

Wiadomo za to, że blog będzie czynny do końca roku: 31 grudnia o północy zostanie oficjalnie zamknięty i od tej pory będzie już niedostępny, więc jeśli chcesz sobie jeszcze poczytać, powłóczyć się i powspominać - to zrób sobie herbatki i czytaj, zapraszam :)

Co do książki z najlepszymi tekstami Młodej Matki - po rozmowie z wydawcą wygląda na to, że na razie nie uda nam się wspólnie zrobić niczego, co by Młodą Matkę ramowo i czasowo satysfakcjonowało, więc temat pozostaje w zawieszeniu i niestety (buuuu) ładnej kropki nad końcem bloga nie będzie.

A przed końcem roku jeszcze tu wpadnę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz





Poczytaj jeszcze!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...